co zmienia się po porodzie

Po porodzie, czyli witaj w nowej rzeczywistości

Pod koniec ciąży męczył mnie instynkt wicia gniazda. Sprzątałam skrupulatnie całe mieszkanie, metr po metrze. Lśniło jak nigdy. Kupiłam ogromne zapasy proszku do prania. Zaprzęgłam rodzinę do mycia okien i prasowania. Zdaje się, że nawet odkaziłam zabawki starszego syna w specjalnym płynie.



Pod koniec ciąży męczył mnie instynkt wicia gniazda. Sprzątałam skrupulatnie całe mieszkanie, metr po metrze. Lśniło jak nigdy. Kupiłam ogromne zapasy proszku do prania. Zaprzęgłam rodzinę do mycia okien i prasowania. Zdaje się, że nawet odkaziłam zabawki starszego syna w specjalnym płynie.

Po czym pojechałam do szpitala i świat stanął na głowie.

Jak zmienia się życie po porodzie?

Mimo wszelkiej pomocy, w ciągu kilku dni po porodzie nie było już śladu po żadnym sprzątaniu, a proszku zaczęło brakować. Prawdę mówiąc, ucieszyłam się kiedy mama umyła nam podłogę, bo wreszcie piasek przestał przyklejać mi się do stóp, kiedy wstawałam w nocy na przewijanie. Wszędzie piętrzyły się stosy ubranek do uprania, do uprasowania… właściwie po co prasować, może już tylko do pochowania w szafach…

Ale nie, do tego doszłam dopiero po pewnym czasie. Która z nas nie dała się zwieść temu wyobrażeniu? Nawet przy drugim porodzie. Światło słońca pada przez lśniące okna, a ja tulę czyściutkiego maluszka w wyprasowanych ubrankach? Najlepiej ubranego w białą sukienkę?

Można oczywiście próbować, czemu nie. Pierwsza ucierpi biała sukienka. A potem zapewne relacje. Gdzie włazisz w butach na świeżo umytą podłogę, uważaj na żelazko, i nie, nie, nie, nie wkładaj tam tego talerza, w zmywarce są czyste…! I czy on nie mógłby na chwilę przestać płakać, na litość? Przecież dopiero jadł!

Przekonaj się, jak wygląda życie po porodzie

Scenariusz się upraszcza, rezygnujemy z okien i białej sukienki. Tulę maluszka, tulę i tulę, jestem na każde kwilenie, śpię mało, sprawdzam czy oddycha. Rodzina przychodzi pomóc – a może jednak poprasuję? Siedzę rozdrażniona i zmęczona przy stosiku poskładanych ubranek, niewiele to dało, do tego właśnie nakrzyczałam na starszaka że rozlał wodę, atmosfera jest ciężka. Długo tak nie pociągnę.

A potem – to może szaleństwo, ale wyciągam maszynę do szycia. Wygląda na to, że dokładam sobie nowych obowiązków, ale własnoręcznie uszytych ubranek nie było nawet w najbardziej nierealistycznej wizji macierzyństwa. Szyję spodnie, krzywe bo krzywe, pruję kilka razy, uruchomienie maszyny zajmuje mi godzinę, zaszywam otwór na gumkę zanim ja tam wciągnę, znów pruję. Coś wróciło na swoje miejsce. Chwila czasu dla siebie. Luksus zrobienia czegoś niekoniecznego.

Pranie nadal się piętrzy, nad bałaganem króluje maszyna do szycia. Nadal zdarza mi się zirytować. Ale już mam wentyl. Następnym razem uszyję czapkę. A może dla odmiany coś napiszę?

O czym warto pamiętać po urodzeniu dziecka?

Jeśli jest wybór między daniem dziecku swojej obecności, a wypucowaniem domu – ja głosuję na obecność. Ale żeby dać kawałek siebie, też trzeba go mieć. Tak naprawdę nie chodzi tu o szycie, tylko o kawałek przestrzeni na spotkanie się ze sobą i posłuchanie własnych myśli. Naładowanie baterii. Punkt w tygodniu konieczny nie tylko w zawodzie Mama…

Emilia Przerwa-Tetmajer